Źli Filmwebowicze


Dzisiaj napiszę o użytkownikach Filmwebu. O tym, w jaki sposób druzgoczącą krytyką odnoszą się do całkiem niezłych, aczkolwiek trudnych filmów; o tym, że piszą nieraz totalne głupoty czy też rzeczy nieadekwatne do sytuacji; o sposobie ich "jedynkowania" i ogólnie, o nich. Dobra, może to, co napiszę będzie nudnym powtórzeniem, ale... Nie znam się na filmach. Tak, mówię to otwarcie. Co prawda, jestem tylko nieco bardziej wyczulona na zjawiska estetyczne, niż być może inny odbiorca (a to sprawia, że nie fiknę ze śmiechu na widok psiej kupy ze Strasznego filmu 5...), fascynuję się też paroma niezwykłymi aktorami, jak Goeffrey Rush czy Kate Winslet i po prostu, lubię dobre kino, ale nie jestem znawcą. Dlaczego? Już wymieniam.

Nie jestem studentką filmoznawstwa, ani innego kierunku powiązanego z filmami. Stąd kompletnie nie rozróżniam dobrej gry aktorskiej od kiepskiej. Owszem, istnieją wyjątki (przecież nie uznam tego, co już widziałam w wykonaniu takiej Paris Hilton za dobre czy chociażby, poprawne). Ale to i tak jest nikła wiedza i raczej, sugeruję się swoim wyczuciem smaku czy intuicją.
Nie obejrzałam takiej ilości filmów, która wprawiłaby kogokolwiek w zachwyt.
Nie znam nikogo sławnego. Jeszcze.
Odczuwam niechęć względem niektórych... zjawisk filmowych. Fakt, staram się z tym walczyć, jednak pewne rzeczy są niezależne od nas. Nie wszystko przecież musi się podobać. Nie wszystko kupujemy.


Zacznę od tego, że większość użytkowników Filmwebu nie rozumie filmów, które ogląda. Nie chodzi mi o filmy proste w odbiorze, niewymagające naszego skupienia, a o kunsztowne dzieła artystyczne. Może tu wszystkich zaskoczę, jednak muszę podzielić się czymś bardzo ważnym, otóż: sztuka z założenia nie jest zrozumiała. Jest dziwna, inna, niekonwencjonalna, kontrowersyjna, ale na pewno nie nudna, sztampowa i błyszcząca się złotem, jak łańcuchy 50 Centa. Bo to sztuka, a sztuka wymaga pewnej dozy wyrozumiałości. Ja, podczas oglądania jakiegokolwiek filmu, który jest w jakimś stopniu przemyślany, staram się przede wszystkim, zaakceptować koncepcję reżysera. Nie musi mi się ona podobać, nie muszę jej rozumieć, ale przynajmniej się staram. Akceptuję. Ok, ktoś sobie chciał zrobić czarno- biały film, jednak nie dam negatywnej oceny za samą formę. Oceniam całokształt. Ktoś stworzył film o małpach i nie skrytykuję go, bo szympans rzucał bananami. Niestety, takiego zdania nie są niektórzy Filmwebowicze, które często po całkiem niezłych filmach, jadą jak po łysej kobyle. Czemu? Bo owe filmy odbiegają poza to, co widzą. Bo wymagają czegoś, na co ich nie stać, na co nie są gotowi i wystarczająco dojrzali. Bo są krótkowzroczni i mało tolerancyjni.

Podzieliłabym więc Filmwebowiczów na pewne kategorie. A oto one.

Kategoria pierwsza: Nie widziałem, ale się wypowiem.

Chyba najbardziej znana, spotykana praktycznie wszędzie. Użytkownik nie widział filmu, jednak go krytykuje, bo: a) gra tam nielubiany aktor, b) nie lubi reżysera/ scenarzysty/ dźwiękowca/ cioci, która właśnie kupiła film na DVD, c) hejtuje dla zasady, d) tysiąc innych argumentów, bo przecież taka osoba ma ich sporo w zanadrzu. Co z tego, że większość z nich jest właściwie, niedorzeczna?


Kategoria druga: Kto mi wytłumaczy...?

Typ najbardziej upierdliwy i nieznośny. Dana osoba nie oglądała do końca filmu, bo miała ciekawsze rzeczy do ogarnięcia (jak wyjście z psem na półgodzinny spacer, zrobienie prania czy pogaduchy na klatce z sąsiadką o problemach w związku), więc wymaga od bardziej ogarniętych odbiorców, by wyjaśnili jej, o co właściwie chodziło w tej beznadziejnej końcówce? A co mówił ten aktor do drugiego, bo lektor wówczas tego nie przetłumaczył... (Co za pech). A dlaczego ona za niego nie wyszła, kto mi to wyjaśni? Jeśli ta osoba w końcu doczeka się upragnionego wyjaśnienia tych, którzy patrzyli z uwagą, wciąż jest niezadowolona. I film otrzymuje niską ocenę.


Kategoria trzecia: Dałbym 7, ale zawiodłem się na końcówce

Czy czymkolwiek innym. O ile mi wiadomo, film oceniamy całościowo, nie zaś jedną nieudaną scenę czy niesatysfakcjonujące nas zakończenie. Okazuje się jednak, że końcowa scena w wielu przypadkach może zaważyć na ocenie filmu. Powiem z własnego doświadczenia, iż mało który film satysfakcjonuje nas od pierwszej minuty aż do końca. W pewnej sekundzie może nas nużyć, co nie oznacza, że jest zły. Zdarzają się filmy, które trzymają w napięciu praktycznie cały czas albo mamy wyjątkowo dobry humor, ale nie oszukujmy się, to należy do rzadkości.


Kategoria czwarta: Co ona ma na głowie?

Czyli dosyć płytka ocena filmu, bo użytkownik skupia się na stylizacji bohatera, nie na fabule i grze aktorskiej. Bohater nie myje włosów, więc od razu jest krytykowany... aktor. No bo to jego wina, że bohater choruje na białaczkę albo prowadzi grę na śmierć i życie z porywaczami, więc zapomniał się uczesać. Jaka szkoda. Nie liczy się nic, poza takimi drobiazgami, jak wspomniane włosy, a więc brzydka fryzura czy ogólny, niezbyt atrakcyjny wygląd. No bo przecież w filmach grają zawsze tylko młodzi i piękni... To też może być przyczyną niskiej noty filmu.


Kategoria piąta: Tylko nie Gosling

Bardzo podobna do pierwszej, z tą różnicą, że użytkownik pokusił się o obejrzenie filmu. Jednak nie jest zadowolony z aktora wcielającego się w postać, przez co nie skupia się na fikcyjnych bohaterach, a na realnych osobach. To mu nie pozwala zdystansować się do filmu, gdyż niechęć ta jest zbyt wielka. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że po raz kolejny dany film całkiem niesłusznie dostaje niską notę. Czyja to wina, że chciałeś, by w tę rolę wcielił się inny aktor?


Takich charakterystyk czy dosyć częstych zachowań, jest od groma. Są tzw. wielcy znawcy, którzy nie potrafią docenić czyjejś pracy, a są i zawodowi "jedynkowicze", którzy skrytykują film, bo jest czarno biały, niemy, stary albo sztampowy. Ale czy faktycznie zasługuje na najniższą notę tylko dlatego, że nie spełnia Twoich prywatnych oczekiwań? Nikt Ci nie każe oglądać filmów, których nie lubisz. Dlatego nie zabieram się za X many czy Wolveriny, by "jedynkować". Każdy film ma swoich zwolenników (nawet ten najbardziej niedorzeczny), więc nie krytykujmy, jeśli nie mamy ku temu wyraźnych powodów.

0 komentarze:

Prześlij komentarz